Luby wyjechal do Szczecina a ja zamiast korzystac to tesknie... cholera by to wszystko
wziela. No i musze oddac szynszyla... po prostu nie mam warunkow, zeby go tu trzymac,
szaleje w nocy i nie daje nam spac. Czuje sie troche jakbym chciala oddac dziecko
ktore placze i mam przez nie zarwane noce. Ale musze i tyle. No dobra, ale mam taka
refleksje, ze my tu wszyscy jestesmy jak wielka rodzina. Naprawde, wspieramy sie, dajemy
sobie jakies tam rady albo po prostu zaznaczamy swa obecnosc. Razem sie cieszymy
i placzemy (no w duzym uproszczeniu)... I do tego
intymna atmosfera. Ja sie przynajmniej czuje jak u ciotki na plotach:))
Dodaj komentarz