Dzis moj N ma urodziny... Nie ma go, wlasnie poszedl rzucic prace na rzecz tej
na statkach. Wczoraj mnie naszly takie refleksje, ze ja czasmi juz nie mam sily
sie starac... no czasami juz mi sie nie chce czekac na niego z kolacja(taki trywialny przyklad podam, zeby sie nie kompromitowac:). I nie
wiem w sumie, czy to oznacza, ze juz mi milosc przeszla lub przechodzi, czy mnie
szara rzeczywistosc czasami dopada. Jednak sa takie dni, jak ten wczorajszy,
ze uchylilabym dla Niego kawalek nieba, ze poszlabym na koniec swiata... Mam
poczucie, ze zycie mnie rozczarowuje pod tym wzgledem.
no, chyba, że cud jakiś się wydarzy, a w cuda nie wierzę.
a szkoda, że tak z sił opadasz momentami. ale....dlaczego ja to mówię? hm....
Dodaj komentarz