No wiec specjalnie przyjechalam do Trojmiasta z Mazur na jeden dzien bo chcialam
isc na grupe DDA... bylam zla jak osa w drodze ze musze jechac, wczesnie wstawac
no i placic kase za bilety... jednak zajecia byly tak poruszajace, ze nie zaluje
ani chwili, ani zlotowki... Zadanie bylo proste... Narysowac swoja rodzine i siebie jako
zwierzeta... Niby nic, a jednak wprawilo mnie to w oslupienie... najpierw wkurzylam
sie na sibie, ze tata kojarzy mi sie z wezem, przeciez nie jest az tak zly. Jednak czuje, ze
to porownanie jest dla mnie trfne.. a potem okazalo sie, ze mama kojarzy mi sie
z czyms kolczastym, furczacym i nieprzyjemnym... moja mama z ktora jak mi sie
wydawalo dotychczas mam nawet dobry kontakt... No i ja. Ja. Zero pomyslow. W koncu
iluminacja... rozgwiazda, kolorowa rozgwiazda. Bo czasami jak jest na dnie to tak sie
potrafi zakopac w piasku, ze jej nie widac... Bo tak naprawde jest piekna, trzeba sie
jej tylko przyjrzec... bo potrafi sprawic bol. Czuje sie glupio z tym wszystkim. Nie wiem
co myslec.
Dodaj komentarz