Jakos ostatnio jestem zawieszona miedzy rzeczywistoscia a swiatem marzen...
Marze o wielu rzeczach... o podrozy dookola swiata... o swoim mieszkanku...
o spelnieniu... o tym aby z N. bylo zawsze co najmniej tak jak teraz... ale
kiedy sie glebiej zastanawiam to marze o tym aby byc szczesliwa i w sumie
na tym koniec. To jest najwazniejsze... dzis troche posmutnialam bo okazalo sie
ze bliska mi osoba tkwi w okropnym zwiazku, w ktorym druga polowka obwinia ja
o cale zlo tego swiata, zwala wszystko co niewygodne na nia. Strasznie wspolczuje
ale tez wkurzam sie na swoja bezsilnosc... bo nie ma sensu mowianie, aby sie rozstali.
To tylko popsuloby nasze stosunki, a wiem, ze moge byc tej osobie potrzebna.
Ehhhhh.... powaznie zastanawiam sie nad przeniesieniem do warszawy, ale troche
sie boje tego wielkomiejskiego zgielku. Co prawda mieszkam w trojmiescie, ale to
nie to samo. Z drugiej strony w wawie czekaja mnie lepsze perspektywy... zobacze...
Ciagle sie z N. zastanawiamy. Zglosilam sie do hospicjum jako wolontariuszka.
Tak sie zlozylo, ze prawdopodobnie moj dziedek bedzie musial potem zamieszkac
w hospicjum, tym bardziej poczulam sie pewnie w swoeje decyzji. Juz dawno zastanawialam
sie czy nie zostac psychologiem smierci. CMOK CMOK
Dodaj komentarz